Historia z życia wzięta – nie daj się wyrolować w sądzie

I kolejna ciekawa sprawa z naszej codziennej praktyki procesowej. Kwota zobowiązania ponad 54 000 zł, sprzedana do funduszu sekurytyzacyjnego. Była już ugoda z wierzycielem uznająca roszczenia o której to dowiedzieliśmy się w trakcie procesu, czyli de facto po wniesieniu przez nas sprzeciwu. Niestety jak to bywa w takich przypadkach ugoda nie została dotrzymana i stąd sprawa trafiła do sądu. Właściwie w tej sytuacji procesowej (zobowiązanie nie było przedawnione) mieliśmy nie wielkie szanse na wygranie procesu, zwłaszcza że wierzyciel ugodę przedłożył w oryginale do akt sprawy. Rozpoczęliśmy więc negocjacje. Na skutek tych rozmów wypracowaliśmy umorzenie ponad 50% zobowiązania, czyli do umorzenia blisko 30 000 zł przy jednorazowej spłacie długu. No ale powstało pytanie, co zrobić z trwającym procesem? Umówiliśmy się z pełnomocnikiem powoda, że złoży do akt odpis umowy ugody i w ten sposób zakończymy sprawę a koszty wzajemnie się zniosą. No ale mija tydzień, drugi, trzeci, nie wraca do nas podpisana umowa ugody z wierzycielem, a dziś termin rozprawy. Mieliśmy wątpliwości co się wydarzy. Szybko postanowiliśmy wskoczyć w samochód i pojechać do sądu oddalonego o ponad 120 km. I całe szczęście, ugoda w nowym brzmieniu nie została przedłożona w sądzie. Sąd nie miał pojęcia, że zobowiązanie objęte jest porozumieniem zatem nie jest wymagalne. Gdyby nie nasz czujny nos i przeczucie zapewnie skończyłoby się zasądzeniem całości zobowiązania. Inaczej mówiąc, jesteśmy przekonani że wierzyciel wystartowałby z wnioskiem o egzekucję tej należności, a ugodę i umorzenie 30 000 zł szlag by trafił.

Niebawem zaprezentujemy treść ugody w tej sprawie.

Zatem uważajcie, myślcie co robicie. Nasz email: pomoc@portal-dluznika.pl

 

Tagi: Kancelaria Oddłużeniowa Białkowski, Kancelaria Prawna Exire, Obrona procesowa, Ugoda z wierzycielem